Jeszcze kilka lat temu na rynku istniało właściwie tylko czterech liczących się dla odbiorców operatorów. Promocje, które pojawiały się u jednego z nich, zaraz przechodziły do kolejnego, przez co konkurencja wydawała się przez jakiś czas wyrównana. Na rynku zaczęły się jednak pojawiać nowe propozycje, a oferty zaczęły różnicować się na tyle, aby znacznie zaburzyć tę równowagę.
Telefony na kartę kiedyś i dziś
Posiadanie telefonu na kartę kiedyś nie wiązało się właściwie z żadnym obowiązkiem, była to opcja, dzięki której można było w szybki sposób i do tego anonimowo zdobyć nowy numer telefonu. Niestety zaczęło się to przyczyniać do wielu przestępstw, dlatego też dziś każdy zakupiony numer telefonu na kartę musi być zarejestrowany na konkretne nazwisko. Oznacza to koniec ery anonimowości. Dziś też mamy znacznie większy wybór operatorów, niż miało to miejsce kilka lat temu. Jest ich już nie czterech a kilkunastu. Zdaje się też, że ta liczba w kolejnych latach wciąż będzie się powiększać.
Telefon stacjonarny?
Ten rodzaj telefonu funkcjonuje już dziś przede wszystkim w przedsiębiorstwach różnego typu. Mało która osoba prywatna decyduje się na tego rodzaju punkt kontaktu, ponieważ zwykle każdy domownik posiada swój osobisty telefon komórkowy, z którego korzysta w zasadzie cały czas. Telefon stacjonarny w takiej sytuacji wydaje się po prostu zbędny.
Telefon na raty?
Dzisiaj operatorzy mogą się między sobą prześcigać głównie na poziomie propozycji dotyczących nowoczesnych aparatów telefonicznych, czy raczej smartfonów. Ich oferty są do siebie bardzo podobne, dlatego też istnieje niewiele argumentów za zmianą swojego operatora, szczególnie jeśli jest się u niego już jakiś czas. Sytuacja jest łatwiejsza, kiedy posiada się telefon na kartę, jednakże wtedy zwykle nie mamy możliwości otrzymania telefonu. Dlatego też wciąż popularny jest abonament, który umożliwia nam wzięcie aparatu wraz z pakietem pozwalającym na wykonywanie połączeń, wysyłanie SMS-ów i korzystanie z Internetu w rozłożeniu na kilka lub kilkadziesiąt miesięcy.
